Urodziła się 10 czerwca 1910 r. w Podleszanach koło Mielca, jako czwarte z dwanaściorga dzieci Stefana i Walerii z Małków. Absolwentka Prywatnego Seminarium Nauczycielskiego im. Emilii Plater w Mielcu (1931 r.) i uczestniczka rocznego Wyższego Kursu dla Nauczycieli Szkół Zawodowych w Bielsku. Pochodziła z Podkarpacia, ale lata wojny przyszło Jej spędzić na Ziemi Kieleckiej, która stała się miejscem zamieszkania dzieci jej brata Tadeusza. Niechętnie wracała we wspomnieniach do tego okresu, ale w pamiętniku bardzo dokładnie go opisała. Czuła się osamotniona, daleko od rodziny i znajomych.
Maturę uzyskała w 1931 r. Przez 5 lat była bezrobotna, nie było zapotrzebowania na nauczycieli. „Moje bezrobocie było tragedią dla całej rodziny.(…). Byliśmy niedożywieni, licho ubrani, bez żadnych perspektyw życiowych” – zapisała w pamiętniku. Dopiero w październiku 1936 r. otrzymała roczną bezpłatną praktykę w szkole o czterech klasach nauczania w Hucie Chlewiska, w powiecie koneckim. Po miesiącu kuratorium przyznało jej zapomogę w wysokości 45 złotych (pensja wynosiła 120 złotych). Pracowała 30 godzin tygodniowo: „Każda klasa u innego chłopa (…) i tak lataliśmy od jednej klasy do drugiej po całej wsi”. Jednak ten rok pracy wspomina bardzo mile. Później, w 1937 r. dostała pracę etatową w Hucie Starej, powiat Końskie.
Swoje wojenne epizody opisuje w pamiętniku: „W 1940 roku zostałam wezwana do inspektoratu otrzymując pismo – gdzie moje proste nazwisko było napisane Salemea Busch (nie Buś). Pytałam czy to rzeczywiście do mnie – Schulrat tłumaczył, że moje nazwisko wywodzi się z niemieckiego Busch, ale Polacy dla wygody tak go skrócili, że powinnam być dumna, że moi przodkowie należeli do germańskiej narodowości itd. – wyciągnął druk, abym podpisała volkslistę. Mówiłam, że w naszej rodzinie mówiło się, że nasz pradziadek pochodził z Węgier. Ja czuję się Polką, jestem tu wychowana i dzielić będę los narodu polskiego. Przekonywał mnie, że to głupota nie skorzystać z tego, że mnie przeniesie do lepszej zorganizowanej szkoły w Sielpi ma majątek ziemski (wysiedli Polaka) tam mogę mieszkać, dostanę bezpłatne utrzymanie. Taka mnie złość opanowała że niezdolna byłam już nic powiedzieć, wstałam i wyszłam. Nazwał mnie hardą i głupią Polką. Jeszcze kilka razy w ciągu okupacji, robił mi poniżające propozycje”. Nie uległa umizgom niemieckiego inspektora i w październiku 1941 r. została karnie przeniesiona do Przedborza nad Pilicą. Jak wspomina: „było to takie małe miasteczko w 70 % zniszczone we wrześniu 1939 r.”. Uczyła w 7-klasowej szkole z bardzo dużą ilością dzieci (na zmianie uczyło się 60 dzieci). Czasy okupacji były bardzo trudne: „Ja, aby sobie jakoś radzić, robiłam swetry z wełny, naturalnie wełnę przynosili ludzie, przeważnie za zrobienie swetra brałam tyle, ile za kilogram masła czy słoniny. W ten sposób zdobywałam tłuszcz. Masło można było kupić na zielonym rynku, jarzyny też”.
Zamieszkała w narożnym domu Turnów przy ul. Mostowej i Koneckiej. Zajmowała pokój na piętrze po prawej stronie. Po drugiej stronie korytarza mieszkał granatowy policjant – „bałam się go i nie byłam pewna, do mnie przychodziło kilku uczniów na lekcje (tajne nauczanie), ale jakoś szczęśliwie nikt mi nie przeszkadzał. Dzieci wychodziły pojedynczo, dyskretnie”. Obok mieszkała gosposia dentystki, na paterze pod pokojem Salomei mieszkał i tam miał warsztat zegarmistrz. Mieściła się tam też piekarnia.
Praca nauczycielska sprawiała Salomei radość, ale głód dawał się we znaki: „W czasie okupacji miałam pod dostatkiem tylko drewna, na które dostawałam talony – przydział w szkole. (…)głodowaliśmy coraz więcej im dłużej trwała wojna”. Przydział żywnościowy nie starczał na tydzień, w nim znajdowały się także masa papierosów i 1 litr wódki – „papierosy i wódkę sprzedałam od razu. Można było na targu kupić masło – więc te pieniądze na to przeznaczałam. Schulrat podkreślał, że nauczyciele to taka kategoria ludzi, która nie pracuje dla Wielkiej Rzeszy, dlatego musi mieć najgorsze kartki”.
Styczeń 1945 r. Salomea przeżyła w Przedborzu. Była świadkiem wyzwalania miasteczka. W przeddzień wyzwolenia ludzie zaczęli uciekać. Salomea w towarzystwie rodziny nauczyciela szkoły rolniczej opuściła Przedbórz. Zatrzymali się w jakiejś wsi i tam spędzili dzień i noc. Wrócili do miasteczka, które było już pełne radzieckich żołnierzy. Jej mieszkanie zostało splądrowane. Z pomocą koleżanki Władki udało im się uciec na wieś do jej domu. Na drugi dzień dom, w którym mieszkała, został spalony. Wróciła do Przedborza, zamieszkała kątem u znajomych. Szkoła została zajęta przez wojsko, o nauczaniu nie mogło być mowy. Pod koniec stycznia opuściła Przedbórz i udała się do Wielunia. Pracowała tam w szkole zawodowej od 1 lutego 1945 do 1953 r. Wróciła w rodzinne strony i podjęła pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu, w której uczyła do emerytury. Zmarła 20 stycznia 1996 roku, spoczywa na cmentarzu w Książnicach. Odznaczona Krzyżem Kawalerskim OOP, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Złotą Odznaką ZNP i Złotą Odznaką spółdzielczości mieszkaniowej.
Źródła:
- Pamiętnik Salomei Buś – w posiadaniu autorki;
- Encyklopedia miasta Mielca, t. III, Suplement, Mielec 2009;
- Sasal-Sadowska H., W poszumie lasów koneckich. Tajne nauczanie, walka, martyrologia nauczycieli i młodzieży w powiecie koneckim w okresie okupacji 1939-1945. Kraków-Wrocław 1983;
- Zawadzki W. (oprac.), Wojenne wspomnienia nauczycielki, „Gazeta Radomszczańska” 2 II 2012 r.